Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.
13 LIPCA 2020
Poniedziałek XV tygodnia zwykłego
Czytania: (Iz 1,10-17); (Ps 50,7-8.16-17.21.23); Aklamacja (Mt 10,40); (Mt 10,34-11,1);
Fragment Ewangelii na dziś rozpoczyna się bardzo niepokojącym zdaniem. Jezus mówi: Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.
Zaraz - można pomyśleć - przecież mówimy o Jezusie: Książę Pokoju.
A On sam mówi, że nie przyszedł na ziemię po to by przynieść pokój, ale miecz?
O co chodzi?
Dlaczego miecz?
Przecież Jezus przyniósł nam zbawienie...
Dlaczego zatem mowa jest o mieczu?
Pamiętamy chyba dobrze ostatnie fragmenty, które mówiły o prześladowaniach, jakich doświadczać będą uczniowie Chrystusa decydując się iść za Nim i ogłaszać Jego Chwałę na całym świecie.
Dziś Jezus mówi: Nie przyszedłem z pokojem...ale z mieczem....
Całe życie Chrystusa przecież było naznaczone mieczem.
Niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku, od wczesnego dzieciństwa...
A potem...
Prześledźmy losy apostołów, czasy początków Kościoła
A potem historię kolejnych pokoleń wierzących, w każdym kolejnym stuleciu.
Aż do dnia dzisiejszego.
Jezus przyszedł przynieść miecz, by oddzielić rzeczywistość "tego świata" od rzeczywistości "królestwa Bożego".
A te dwie rzeczywistości są tak różne od siebie, że powodują konflikt...
Powodują wojnę..
Walkę duchową.
Pójście za Chrystusem powoduje niezrozumienie otoczenia.
i to w najlepszym wypadku.
Przyznanie się do Jezusa powoduje wściekłość i to czasem nawet ze strony najbliższych. Chrześcijaństwo nie jest religią dla "grzecznych dzieci". Właśnie to mówi nam dziś Jezus.
Skoro On przyszedł przynieść miecz, a więc konfrontację, może nawet wojnę, to znaczy, że każdy z nas uznając Jezusa za Pana i Zbawiciela, trafia w sam środek wojny.
Ale - jak pisze św. Paweł - nie toczymy walki przeciwko krwi i ciału,
ale przeciwko Zwierzchnościom i Władzom.
Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy.
Kolejny raz słyszymy, że konflikt z powodu wiary będzie miał miejsce również w rodzinie.
Rodzina powinna być dla każdego człowieka najbezpieczniejszym miejscem.
W rodzinie wszyscy powinni się rozumieć, wspierać, kochać, szanować.
Jezus zapowiada jednak, że z powodu wiary w Niego, z powodu głoszenia Ewangelii, rodzina stanie się jednym z miejsc konfliktu.
Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.
W kontekście wcześniejszych wersów, Jezus pokazuje, że rodzina dla kogoś, kto wierzy w Chrystusa, nie może stać się bożkiem.
Kiedy uznajesz Jezusa za Pana i Zbawiciela, stawiasz Go na tronie swojego życia.
Wtedy wszystko inne i wszyscy zajmują niższe miejsca.
Nie chodzi zatem o to, by odciąć się od rodzin, zerwać kontakty...
Ale o to by mieć właściwą hierarchię wartości.
Jeśli On będzie pierwszy... wszystko inne będzie na swoim miejscu.
I będzie to dobre miejsce.
Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
To taka myśl na pohybel konsumpcjonizmowi, który dziś wchodzi w nasze życie bardziej niż 2000 lat temu.
Choć musiał zawsze być,bo to takie ludzkie...
Chęć bycia wiecznie młodym, sprawnym błyskotliwym, popularnym...
być na językach...pędzić za życiem...
Ale to bieg na skraju przepaści....i prędzej czy później... każdy kto tak uporczywie pędzi w poszukiwaniu "eliksiru życia"...skończy mówiąc kolokwialnie "nieciekawie".
Co innego poświęcenie życia dla Bożej Sprawy...włącznie z oddaniem życia dla Wyższych Celów...Ad Maiorem Dei Gloriam...wtedy to mamy obietnicę...kto straci życie z Mego powodu - znajdzie je.
We fragmencie na dziś jest też mowa o stosunku świata do uczniów...oczywiście na początku była mowa o tym, że pójście za Chrystusem wiąże się z rzeczywistością konfliktu...z rzeczywistością miecza... z rzeczywistością poróżnienia między członkami rodziny...Ale jest też druga strona... Tą drugą stroną są ludzie, którzy przyjmują uczniów...którzy chcą słuchać Dobrej Nowiny... Dla nich są dobre wieści... Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto przyjmuje proroka, jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego, jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma. Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. Przyjmowanie uczniów jest przyjmowaniem Chrystusa...To pierwsza ważna sprawa...A ten kto nam pomoże w potrzebie ze względu na to, że jesteśmy Jego uczniami...nie utraci swej nagrody...To ważne nie tylko dla nas, ale i dla tych, do których się udamy...
Poniedziałek XV tygodnia zwykłego
Czytania: (Iz 1,10-17); (Ps 50,7-8.16-17.21.23); Aklamacja (Mt 10,40); (Mt 10,34-11,1);
Fragment Ewangelii na dziś rozpoczyna się bardzo niepokojącym zdaniem. Jezus mówi: Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.
Zaraz - można pomyśleć - przecież mówimy o Jezusie: Książę Pokoju.
A On sam mówi, że nie przyszedł na ziemię po to by przynieść pokój, ale miecz?
O co chodzi?
Dlaczego miecz?
Przecież Jezus przyniósł nam zbawienie...
Dlaczego zatem mowa jest o mieczu?
Pamiętamy chyba dobrze ostatnie fragmenty, które mówiły o prześladowaniach, jakich doświadczać będą uczniowie Chrystusa decydując się iść za Nim i ogłaszać Jego Chwałę na całym świecie.
Dziś Jezus mówi: Nie przyszedłem z pokojem...ale z mieczem....
Całe życie Chrystusa przecież było naznaczone mieczem.
Niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku, od wczesnego dzieciństwa...
A potem...
Prześledźmy losy apostołów, czasy początków Kościoła
A potem historię kolejnych pokoleń wierzących, w każdym kolejnym stuleciu.
Aż do dnia dzisiejszego.
Jezus przyszedł przynieść miecz, by oddzielić rzeczywistość "tego świata" od rzeczywistości "królestwa Bożego".
A te dwie rzeczywistości są tak różne od siebie, że powodują konflikt...
Powodują wojnę..
Walkę duchową.
Pójście za Chrystusem powoduje niezrozumienie otoczenia.
i to w najlepszym wypadku.
Przyznanie się do Jezusa powoduje wściekłość i to czasem nawet ze strony najbliższych. Chrześcijaństwo nie jest religią dla "grzecznych dzieci". Właśnie to mówi nam dziś Jezus.
Skoro On przyszedł przynieść miecz, a więc konfrontację, może nawet wojnę, to znaczy, że każdy z nas uznając Jezusa za Pana i Zbawiciela, trafia w sam środek wojny.
Ale - jak pisze św. Paweł - nie toczymy walki przeciwko krwi i ciału,
ale przeciwko Zwierzchnościom i Władzom.
Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy.
Kolejny raz słyszymy, że konflikt z powodu wiary będzie miał miejsce również w rodzinie.
Rodzina powinna być dla każdego człowieka najbezpieczniejszym miejscem.
W rodzinie wszyscy powinni się rozumieć, wspierać, kochać, szanować.
Jezus zapowiada jednak, że z powodu wiary w Niego, z powodu głoszenia Ewangelii, rodzina stanie się jednym z miejsc konfliktu.
Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.
W kontekście wcześniejszych wersów, Jezus pokazuje, że rodzina dla kogoś, kto wierzy w Chrystusa, nie może stać się bożkiem.
Kiedy uznajesz Jezusa za Pana i Zbawiciela, stawiasz Go na tronie swojego życia.
Wtedy wszystko inne i wszyscy zajmują niższe miejsca.
Nie chodzi zatem o to, by odciąć się od rodzin, zerwać kontakty...
Ale o to by mieć właściwą hierarchię wartości.
Jeśli On będzie pierwszy... wszystko inne będzie na swoim miejscu.
I będzie to dobre miejsce.
Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
To taka myśl na pohybel konsumpcjonizmowi, który dziś wchodzi w nasze życie bardziej niż 2000 lat temu.
Choć musiał zawsze być,bo to takie ludzkie...
Chęć bycia wiecznie młodym, sprawnym błyskotliwym, popularnym...
być na językach...pędzić za życiem...
Ale to bieg na skraju przepaści....i prędzej czy później... każdy kto tak uporczywie pędzi w poszukiwaniu "eliksiru życia"...skończy mówiąc kolokwialnie "nieciekawie".
Co innego poświęcenie życia dla Bożej Sprawy...włącznie z oddaniem życia dla Wyższych Celów...Ad Maiorem Dei Gloriam...wtedy to mamy obietnicę...kto straci życie z Mego powodu - znajdzie je.
We fragmencie na dziś jest też mowa o stosunku świata do uczniów...oczywiście na początku była mowa o tym, że pójście za Chrystusem wiąże się z rzeczywistością konfliktu...z rzeczywistością miecza... z rzeczywistością poróżnienia między członkami rodziny...Ale jest też druga strona... Tą drugą stroną są ludzie, którzy przyjmują uczniów...którzy chcą słuchać Dobrej Nowiny... Dla nich są dobre wieści... Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto przyjmuje proroka, jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego, jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma. Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. Przyjmowanie uczniów jest przyjmowaniem Chrystusa...To pierwsza ważna sprawa...A ten kto nam pomoże w potrzebie ze względu na to, że jesteśmy Jego uczniami...nie utraci swej nagrody...To ważne nie tylko dla nas, ale i dla tych, do których się udamy...
Komentarze
Prześlij komentarz