Przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął.
19 LUTEGO 2020
Środa
Środa - wspomnienie dowolne św. Konrada z Piacenzy, pustelnika
Czytania: (Jk 1, 19-27); (Ps 15 (14), 1b-2. 3 i 4b. 4c-5); Aklamacja (Ef 1, 17-18) ; (Mk 8, 22-26);
Wiele opisów uzdrowień znam. W końcu wiele razy czytałem je w Ewangelii. To dzisiejsze uzdrowienie jest jednak inne niż one wszystkie. Wskazuje bowiem na fakt, że czasem droga do naszego uzdrowienia przebiega etapami. Jezus często (no w większości przypadków) uzdrawiał natychmiast. W większości przypadków uzdrawiał w obecności tłumów. Tutaj mamy dwie różnice, na które natychmiast zwrócimy uwagę: uzdrowienie ma miejsce poza wsią i przebiega etapami. Ale zobaczmy na tekst Ewangelii na dziś.
Jezus i uczniowie przyszli do Betsaidy. Tam przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął. Do Jezusa przyprowadzony zostaje niewidomy. Myślę, że nie mamy żadnych wątpliwości, że w celu uzdrowienia go. Prosili aby go dotknął. Wiara przyjaciół (a może krewnych) niewidomego była taka, że wierzyli iż wystarczy Jego dotknięcie, aby chory odzyskał wzrok. I my często przyprowadzamy swoich chorych przed Jezusa i wstawiamy się za nimi. Ale czasem to my jesteśmy niewidomi i to nas ktoś musi przyprowadzić do Jezusa... wstawiać się za nami... prosić by nas dotknął. Czy mamy kogoś takiego?
On ujął niewidomego za rękę i wyprowadził go poza wieś. Jezus wyprowadza niewidomego poza wieś. Z dala od tłumów. Nie chce sensacji. Bo On nie przyszedł po to aby robić wokół siebie dużo niezdrowego szumu. Nie chce stać się tylko uzdrawiaczem. Ale chce, by uzdrowienie było dla chorego również doświadczeniem duchowym. By uzdrowienie ciała pociągnęło za sobą duchowe uzdrowienie.
A czy i w nas nie ma takiego podejścia? Przecież na nabożeństwa z modlitwą o uzdrowienie przybywają wielkie tłumy. Kiedy do Polski przyjeżdżają słynni charyzmatycy, nie ma wolnych miejsc na stadionach czy w halach widowiskowych. I Chwała Panu za to! Ale jakie intencje nami kierują, kiedy uczestniczymy w takich wydarzeniach religijnych? Czy chcemy być uzdrowieni, czy chcemy oglądać spektakularne cuda?
Czy nie ma w nas mentalności widzów, kibiców? Mieszkańcy Betsaidy idąc na spotkanie z Jezusem,
z ciekawością czekali na cuda, znaki, niesamowite wydarzenia. Jezus znał ich serca, dlatego wziął niewidomego na odludzie. Poza wieś. My również potrzebujemy czasem wyjść poza wieś. Potrzebujemy intymnego spotkania z Jezusem. Poza tłumami. Na osobistej modlitwie. Przecież nie musimy chodzić na wielkie spotkania charyzmatyczne, by doświadczyć uzdrowienia. Jezus leczy nas każdego dnia. W czasie adoracji, kiedy przyjmujemy Go w Komunii Świętej no i oczywiście przy kratkach konfesjonału. Tam się dokonują wielkie cuda. Nie w obecności tłumu... ale twarzą w twarz.
Zwilżył mu oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: Czy widzisz co? To pierwszy moment uzdrowienia. Wydaje się on nieprzyjemny, a wręcz obrzydliwy. Ale spójrzmy na to głębiej. Czasami poprzez przykre, nieprzyjemne doświadczenia Jezus nas uzdrawia. Ile razy w życiu spotkała nas jakaś przykrość. Patrzyliśmy na to wyłącznie poprzez pryzmat tej nieprzyjemności. Czuliśmy się może nawet upokorzeni. Ale Jezus przez takie doświadczenie również działa. I w ten sposób odzyskujemy wzrok etapami. A gdy przejrzał, powiedział: Widzę ludzi, bo gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa.
Widzimy rezultat tego pierwszego etapu uzdrowienia. Niewidomy widzi ludzi. Ten fragment wyraźnie daje nam do zrozumienia, że są różne rodzaje ślepoty. Także tej duchowej. Człowiek ślepy nie widzi nic.
Widzi tylko swój problem... siebie. Pogrążony w egoizmie... a może w jakieś formie zamknięcia się w sobie, poczucia samowystarczalności itp. nie dostrzega nic i nikogo.
Kiedy Jezus wykonuje ten specyficzny gest (zwilżył mu oczy śliną i położył na niego ręce) niewidomy odzyskuje częściowo wzrok... A w rezultacie zaczyna dostrzegać ludzi. Ciekawy jest ten jego opis: dostrzegam ich niby drzewa. On wie, że to ludzie, (mówi przecież: widzę ludzi) ale dostrzega ich niby drzewa. Zatem obraz jest nieprawdziwy, wykrzywiony. Drzewo stoi nieruchomo, jest niewzruszone. Czasem i my postrzegamy tak innych. Mówimy: inni w ogóle nie zwracają na mnie uwagi, nic ich nie obchodzą moje problemy, zmartwienia. Taki fałszywy obraz innych, czyni z naszych bliźnich nieczułe, niewzruszone niczym drzewa. A przecież każdy z nas czuje, ma pragnienia, uczucia. Takie podejście
jest również formą ślepoty, dlatego potrzeba nam całkowitego uzdrowienia. Ważne jest również to pytanie Jezusa: Co widzisz? Także i my powinniśmy pytać sami siebie: co widzimy? Czy ten obraz jest prawdziwy?
Czy nasze spojrzenie na innych ludzi, na nasze problemy, na naszą rzeczywistość jest zgodne ze stanem faktycznym? Czy może to tylko subiektywne odczucia... Czy może założyliśmy na nasze oczy kolorowe filtry i widzimy coś zupełnie innego niż powinniśmy? Pytajmy siebie "co widzę". Prośmy też Jezusa o pomoc, byśmy umieli dostrzegać różne koleje naszego życia takimi, jakimi są naprawdę. Byśmy przestali postrzegać innych ludzi, jako drzewa. A różnych codziennych problemów, jako "złośliwość Boga".
Potem znowu położył ręce na jego oczy. I przejrzał /on/ zupełnie, i został uzdrowiony; wszystko widział teraz jasno i wyraźnie. Jezus ponownie kładzie ręce na jego oczy. A on zostaje całkowicie uzdrowiony. To ważne, by dążyć do całkowitego uzdrowienia. Owszem. Można poprzestać na uzdrowieniu częściowym... Ale to nie skończy się dla nas dobrze. Takie częściowe uzdrowienie może przynieść złe owoce. Człowiek jest istotą cielesno - duchową. Często uzdrowienie fizyczne łączy się z uzdrowieniem duchowym. I odwrotnie. Uzdrowienie duchowe, prowadzi do uzdrowienia fizycznego.
Czytam, że uzdrowiony widział teraz jasno i wyraźnie... A czy my nie chcielibyśmy widzieć wszystkiego jasno i wyraźnie? Także w naszym duchowym życiu? Dobro widzieć, jako dobro... Zło, jako zło.
Bez zakłamań i światło-cieniów? Zatem módlmy się o takie pełne uzdrowienie.
O to by móc całkowicie przejrzeć...
A Jezus dokona tego cudu w naszym życiu.
Środa
Środa - wspomnienie dowolne św. Konrada z Piacenzy, pustelnika
Czytania: (Jk 1, 19-27); (Ps 15 (14), 1b-2. 3 i 4b. 4c-5); Aklamacja (Ef 1, 17-18) ; (Mk 8, 22-26);
Wiele opisów uzdrowień znam. W końcu wiele razy czytałem je w Ewangelii. To dzisiejsze uzdrowienie jest jednak inne niż one wszystkie. Wskazuje bowiem na fakt, że czasem droga do naszego uzdrowienia przebiega etapami. Jezus często (no w większości przypadków) uzdrawiał natychmiast. W większości przypadków uzdrawiał w obecności tłumów. Tutaj mamy dwie różnice, na które natychmiast zwrócimy uwagę: uzdrowienie ma miejsce poza wsią i przebiega etapami. Ale zobaczmy na tekst Ewangelii na dziś.
Jezus i uczniowie przyszli do Betsaidy. Tam przyprowadzili Mu niewidomego i prosili, żeby się go dotknął. Do Jezusa przyprowadzony zostaje niewidomy. Myślę, że nie mamy żadnych wątpliwości, że w celu uzdrowienia go. Prosili aby go dotknął. Wiara przyjaciół (a może krewnych) niewidomego była taka, że wierzyli iż wystarczy Jego dotknięcie, aby chory odzyskał wzrok. I my często przyprowadzamy swoich chorych przed Jezusa i wstawiamy się za nimi. Ale czasem to my jesteśmy niewidomi i to nas ktoś musi przyprowadzić do Jezusa... wstawiać się za nami... prosić by nas dotknął. Czy mamy kogoś takiego?
On ujął niewidomego za rękę i wyprowadził go poza wieś. Jezus wyprowadza niewidomego poza wieś. Z dala od tłumów. Nie chce sensacji. Bo On nie przyszedł po to aby robić wokół siebie dużo niezdrowego szumu. Nie chce stać się tylko uzdrawiaczem. Ale chce, by uzdrowienie było dla chorego również doświadczeniem duchowym. By uzdrowienie ciała pociągnęło za sobą duchowe uzdrowienie.
A czy i w nas nie ma takiego podejścia? Przecież na nabożeństwa z modlitwą o uzdrowienie przybywają wielkie tłumy. Kiedy do Polski przyjeżdżają słynni charyzmatycy, nie ma wolnych miejsc na stadionach czy w halach widowiskowych. I Chwała Panu za to! Ale jakie intencje nami kierują, kiedy uczestniczymy w takich wydarzeniach religijnych? Czy chcemy być uzdrowieni, czy chcemy oglądać spektakularne cuda?
Czy nie ma w nas mentalności widzów, kibiców? Mieszkańcy Betsaidy idąc na spotkanie z Jezusem,
z ciekawością czekali na cuda, znaki, niesamowite wydarzenia. Jezus znał ich serca, dlatego wziął niewidomego na odludzie. Poza wieś. My również potrzebujemy czasem wyjść poza wieś. Potrzebujemy intymnego spotkania z Jezusem. Poza tłumami. Na osobistej modlitwie. Przecież nie musimy chodzić na wielkie spotkania charyzmatyczne, by doświadczyć uzdrowienia. Jezus leczy nas każdego dnia. W czasie adoracji, kiedy przyjmujemy Go w Komunii Świętej no i oczywiście przy kratkach konfesjonału. Tam się dokonują wielkie cuda. Nie w obecności tłumu... ale twarzą w twarz.
Zwilżył mu oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: Czy widzisz co? To pierwszy moment uzdrowienia. Wydaje się on nieprzyjemny, a wręcz obrzydliwy. Ale spójrzmy na to głębiej. Czasami poprzez przykre, nieprzyjemne doświadczenia Jezus nas uzdrawia. Ile razy w życiu spotkała nas jakaś przykrość. Patrzyliśmy na to wyłącznie poprzez pryzmat tej nieprzyjemności. Czuliśmy się może nawet upokorzeni. Ale Jezus przez takie doświadczenie również działa. I w ten sposób odzyskujemy wzrok etapami. A gdy przejrzał, powiedział: Widzę ludzi, bo gdy chodzą, dostrzegam ich niby drzewa.
Widzimy rezultat tego pierwszego etapu uzdrowienia. Niewidomy widzi ludzi. Ten fragment wyraźnie daje nam do zrozumienia, że są różne rodzaje ślepoty. Także tej duchowej. Człowiek ślepy nie widzi nic.
Widzi tylko swój problem... siebie. Pogrążony w egoizmie... a może w jakieś formie zamknięcia się w sobie, poczucia samowystarczalności itp. nie dostrzega nic i nikogo.
Kiedy Jezus wykonuje ten specyficzny gest (zwilżył mu oczy śliną i położył na niego ręce) niewidomy odzyskuje częściowo wzrok... A w rezultacie zaczyna dostrzegać ludzi. Ciekawy jest ten jego opis: dostrzegam ich niby drzewa. On wie, że to ludzie, (mówi przecież: widzę ludzi) ale dostrzega ich niby drzewa. Zatem obraz jest nieprawdziwy, wykrzywiony. Drzewo stoi nieruchomo, jest niewzruszone. Czasem i my postrzegamy tak innych. Mówimy: inni w ogóle nie zwracają na mnie uwagi, nic ich nie obchodzą moje problemy, zmartwienia. Taki fałszywy obraz innych, czyni z naszych bliźnich nieczułe, niewzruszone niczym drzewa. A przecież każdy z nas czuje, ma pragnienia, uczucia. Takie podejście
jest również formą ślepoty, dlatego potrzeba nam całkowitego uzdrowienia. Ważne jest również to pytanie Jezusa: Co widzisz? Także i my powinniśmy pytać sami siebie: co widzimy? Czy ten obraz jest prawdziwy?
Czy nasze spojrzenie na innych ludzi, na nasze problemy, na naszą rzeczywistość jest zgodne ze stanem faktycznym? Czy może to tylko subiektywne odczucia... Czy może założyliśmy na nasze oczy kolorowe filtry i widzimy coś zupełnie innego niż powinniśmy? Pytajmy siebie "co widzę". Prośmy też Jezusa o pomoc, byśmy umieli dostrzegać różne koleje naszego życia takimi, jakimi są naprawdę. Byśmy przestali postrzegać innych ludzi, jako drzewa. A różnych codziennych problemów, jako "złośliwość Boga".
Potem znowu położył ręce na jego oczy. I przejrzał /on/ zupełnie, i został uzdrowiony; wszystko widział teraz jasno i wyraźnie. Jezus ponownie kładzie ręce na jego oczy. A on zostaje całkowicie uzdrowiony. To ważne, by dążyć do całkowitego uzdrowienia. Owszem. Można poprzestać na uzdrowieniu częściowym... Ale to nie skończy się dla nas dobrze. Takie częściowe uzdrowienie może przynieść złe owoce. Człowiek jest istotą cielesno - duchową. Często uzdrowienie fizyczne łączy się z uzdrowieniem duchowym. I odwrotnie. Uzdrowienie duchowe, prowadzi do uzdrowienia fizycznego.
Czytam, że uzdrowiony widział teraz jasno i wyraźnie... A czy my nie chcielibyśmy widzieć wszystkiego jasno i wyraźnie? Także w naszym duchowym życiu? Dobro widzieć, jako dobro... Zło, jako zło.
Bez zakłamań i światło-cieniów? Zatem módlmy się o takie pełne uzdrowienie.
O to by móc całkowicie przejrzeć...
A Jezus dokona tego cudu w naszym życiu.
Komentarze
Prześlij komentarz