Wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie.
16 LISTOPADA 2019
Sobota
Sobota - wspomnienie dowolne św. Małgorzaty Szkockiej
Czytania: (Mdr 18,14-16;19,6-9); (Ps 105,2-3.36-37.42-43); Aklamacja (2 Tes 2,14); (Łk 18,1-8);
W dzisiejszym fragmencie z Ewangelii Jezus uczy, jak powinna wyglądać nasza modlitwa...
Wskazuje, że modlitwa powinna być wytrwała...że nie powinniśmy ustawać w modlitwie, ale cierpliwie modlić się...by lepiej zrozumieć tę naukę Jezus przytacza przypowieść: W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: Obroń mnie przed moim przeciwnikiem. Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie. Spójrzmy na opowiedzianą historię...Jest sędzia i uboga wdowa...Sędzia znany jest ze swojej antyspołecznej postawy.
"Boga się nie boi i z ludźmi się nie liczy". I dziś pewnie spotkalibyśmy wielu takich sędziów, ale i innych urzędników. Uboga wdowa ma problem, więc przychodzi po pomoc do sędziego, by ten wziął ją w obronę.
Sędzia początkowo odmawia, ale kobieta jest nachalna...naprzykrza mu się...zawraca mu głowę tak długo, aż ten w końcu ustępuje...Takich ludzi jak ta uboga wdowa też często spotykamy...
Nawet jeżeli ich lubimy, to czasem nie możemy znieść ich nachalności...
O niektórych naszych znajomych mówimy, że są "upierdliwi"...
I kiedy stajemy się "ofiarą" takiej osoby, zwykle dla "świętego spokoju" ustępujemy jej...
spełniamy jej prośbę...Kiedy piszę te słowa, staje mi przed oczami obraz znajomej ze studiów, która właśnie w taki narzucający się, nachalny sposób prosiła o notatki..."No ale daj...no proszę...no daj...nie bądź taki..."
przy tym robiła minę jak Kot w butach ze Shreka, co było tak rozbrajające, że nie można było jej odmówić.
Wracając jednak do dzisiejszego fragmentu z Ewangelii...Jezus przez taką prostą przypowieść mówi nam, że Bóg wysłuchuje naszych próśb. Zawsze bierze nas - swoje dzieci w obronę. Jeżeli ten niesprawiedliwy sędzia w końcu zmiękł i postanowił bronić wdowę...to tym bardziej Miłosierny Bóg...będzie nas bronić.
Jeżeli my - zwykli, grzeszni ludzie - wysłuchujemy prośby ludzi, którzy "nachalnie" proszą o pomoc...
To tak samo Bóg...Dlatego nasza modlitwa powinna być wytrwała.
Często jednak zniechęcamy się, bo nie widzimy natychmiastowych rezultatów...
Jakby nasza modlitwa miała być niczym automat do Coli. Wrzucasz pieniądz - wypada puszka.
Nie ma tak...a jeżeli tak traktujemy modlitwę, to troszkę trzeba zmienić patrzenie.
Przede wszystkim trzeba stanąć w prawdzie przed Bogiem i samym sobą...
Jaka jest moja modlitwa...Czy nie jest to przypadkiem przedstawianie Bogu swoich planów i forsowanie ich? Czy to nie jest traktowanie Boga jak zakładu usługowego? albo urzędu, gdzie przychodzimy po pieczątkę? W modlitwie najważniejsza powinna być więź z Bogiem...To powinien być priorytet...
Rozmawiam z Kochanym Tatusiem...przedstawiam Mu swoje kłopoty....A On przytula mnie...
I pomaga mi...w taki sposób, który On uważa za najlepszy...a Jego sposób pomocy jest lepszy niż moje najlepsze pomysły na życie...Bardzo trudno jednak dojść do takiego przekonania...
Ciągle gdzieś tkwi w nas to patrzenie na modlitwę, jak na formalność...a na Boga, jak na instytucję.
Sam każdego dnia na nowo uczę się innego spojrzenia...spojrzenia z miłością...budowania relacji.
Bo wiem, że On ode mnie tego właśnie oczekuje - więzi miłości...Tylko wtedy będą się działy cuda...
A nasze prośby będą w widoczny...może nawet spektakularny sposób...wysłuchiwane.
Wytrwałość w modlitwie jest znakiem naszego autentycznego pragnienia...Jeżeli się załamujemy, jeżeli rezygnujemy...to może znaczyć, że wcale nam tak bardzo na tym nie zależało...Jeżeli myślimy, że jedna modlitwa wszystko załatwi...to też popełniamy błąd...Dlatego potrzeba wytrwałości...
Jeżeli stajemy przed kimś kogo kochamy, to ufamy tej osobie bezgranicznie...Jeżeli mówimy, że kochamy Boga i ufamy Mu...to nie powinniśmy też tracić wiary...nie powinniśmy zniechęcać się w naszych prośbach.
Wytrwałość jest sprawdzianem miłości...wierność jest darem...a powstaje przez upartą wytrwałość...
Inaczej nie da się zbudować takich relacji...Czasem „brak Bożej odpowiedzi” bywa próbą naszej wiary. Nie jest ona potrzebna Bogu, który dobrze zna nasze serce, ale nam. Powinna nam uświadomić, na ile autentycznie pragniemy Boga, a na ile chcemy jedynie spełnienia naszych egoistycznych pragnień.
Sobota
Sobota - wspomnienie dowolne św. Małgorzaty Szkockiej
Czytania: (Mdr 18,14-16;19,6-9); (Ps 105,2-3.36-37.42-43); Aklamacja (2 Tes 2,14); (Łk 18,1-8);
W dzisiejszym fragmencie z Ewangelii Jezus uczy, jak powinna wyglądać nasza modlitwa...
Wskazuje, że modlitwa powinna być wytrwała...że nie powinniśmy ustawać w modlitwie, ale cierpliwie modlić się...by lepiej zrozumieć tę naukę Jezus przytacza przypowieść: W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: Obroń mnie przed moim przeciwnikiem. Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie. Spójrzmy na opowiedzianą historię...Jest sędzia i uboga wdowa...Sędzia znany jest ze swojej antyspołecznej postawy.
"Boga się nie boi i z ludźmi się nie liczy". I dziś pewnie spotkalibyśmy wielu takich sędziów, ale i innych urzędników. Uboga wdowa ma problem, więc przychodzi po pomoc do sędziego, by ten wziął ją w obronę.
Sędzia początkowo odmawia, ale kobieta jest nachalna...naprzykrza mu się...zawraca mu głowę tak długo, aż ten w końcu ustępuje...Takich ludzi jak ta uboga wdowa też często spotykamy...
Nawet jeżeli ich lubimy, to czasem nie możemy znieść ich nachalności...
O niektórych naszych znajomych mówimy, że są "upierdliwi"...
I kiedy stajemy się "ofiarą" takiej osoby, zwykle dla "świętego spokoju" ustępujemy jej...
spełniamy jej prośbę...Kiedy piszę te słowa, staje mi przed oczami obraz znajomej ze studiów, która właśnie w taki narzucający się, nachalny sposób prosiła o notatki..."No ale daj...no proszę...no daj...nie bądź taki..."
przy tym robiła minę jak Kot w butach ze Shreka, co było tak rozbrajające, że nie można było jej odmówić.
Wracając jednak do dzisiejszego fragmentu z Ewangelii...Jezus przez taką prostą przypowieść mówi nam, że Bóg wysłuchuje naszych próśb. Zawsze bierze nas - swoje dzieci w obronę. Jeżeli ten niesprawiedliwy sędzia w końcu zmiękł i postanowił bronić wdowę...to tym bardziej Miłosierny Bóg...będzie nas bronić.
Jeżeli my - zwykli, grzeszni ludzie - wysłuchujemy prośby ludzi, którzy "nachalnie" proszą o pomoc...
To tak samo Bóg...Dlatego nasza modlitwa powinna być wytrwała.
Często jednak zniechęcamy się, bo nie widzimy natychmiastowych rezultatów...
Jakby nasza modlitwa miała być niczym automat do Coli. Wrzucasz pieniądz - wypada puszka.
Nie ma tak...a jeżeli tak traktujemy modlitwę, to troszkę trzeba zmienić patrzenie.
Przede wszystkim trzeba stanąć w prawdzie przed Bogiem i samym sobą...
Jaka jest moja modlitwa...Czy nie jest to przypadkiem przedstawianie Bogu swoich planów i forsowanie ich? Czy to nie jest traktowanie Boga jak zakładu usługowego? albo urzędu, gdzie przychodzimy po pieczątkę? W modlitwie najważniejsza powinna być więź z Bogiem...To powinien być priorytet...
Rozmawiam z Kochanym Tatusiem...przedstawiam Mu swoje kłopoty....A On przytula mnie...
I pomaga mi...w taki sposób, który On uważa za najlepszy...a Jego sposób pomocy jest lepszy niż moje najlepsze pomysły na życie...Bardzo trudno jednak dojść do takiego przekonania...
Ciągle gdzieś tkwi w nas to patrzenie na modlitwę, jak na formalność...a na Boga, jak na instytucję.
Sam każdego dnia na nowo uczę się innego spojrzenia...spojrzenia z miłością...budowania relacji.
Bo wiem, że On ode mnie tego właśnie oczekuje - więzi miłości...Tylko wtedy będą się działy cuda...
A nasze prośby będą w widoczny...może nawet spektakularny sposób...wysłuchiwane.
Wytrwałość w modlitwie jest znakiem naszego autentycznego pragnienia...Jeżeli się załamujemy, jeżeli rezygnujemy...to może znaczyć, że wcale nam tak bardzo na tym nie zależało...Jeżeli myślimy, że jedna modlitwa wszystko załatwi...to też popełniamy błąd...Dlatego potrzeba wytrwałości...
Jeżeli stajemy przed kimś kogo kochamy, to ufamy tej osobie bezgranicznie...Jeżeli mówimy, że kochamy Boga i ufamy Mu...to nie powinniśmy też tracić wiary...nie powinniśmy zniechęcać się w naszych prośbach.
Wytrwałość jest sprawdzianem miłości...wierność jest darem...a powstaje przez upartą wytrwałość...
Inaczej nie da się zbudować takich relacji...Czasem „brak Bożej odpowiedzi” bywa próbą naszej wiary. Nie jest ona potrzebna Bogu, który dobrze zna nasze serce, ale nam. Powinna nam uświadomić, na ile autentycznie pragniemy Boga, a na ile chcemy jedynie spełnienia naszych egoistycznych pragnień.
Komentarze
Prześlij komentarz