Sobota.1 J 2,3-11; Ps 96,1-3.5b-6; Łk 2,22-35

(1 J 2,3-11)
Po tym zaś poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi: Znam Go, a nie zachowuje Jego przykazań, ten jest kłamcą i nie ma w nim prawdy. Kto zaś zachowuje Jego naukę, w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała. Po tym właśnie poznajemy, że jesteśmy w Nim. Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował. Umiłowani, nie piszę do was o nowym przykazaniu, ale o przykazaniu istniejącym od dawna, które mieliście od samego początku; tym dawnym przykazaniem jest nauka, którąście słyszeli. A jednak piszę wam o nowym przykazaniu, które prawdziwe jest w Nim i w was, ponieważ ciemności ustępują, a świeci już prawdziwa światłość. Kto twierdzi, że żyje w światłości, a nienawidzi brata swego, dotąd jeszcze jest w ciemności. Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości i nie może się potknąć. Kto zaś swojego brata nienawidzi, żyje w ciemności i działa w ciemności, i nie wie, dokąd dąży, ponieważ ciemności dotknęły ślepotą jego oczy.

Co to znaczy znać Jezusa? Jan daje prostą odpowiedź: Po tym zaś poznajemy, że znamy Jezusa, jeżeli zachowujemy Jego przykazania. Kto mówi, że zna Jezusa...ale nie zachowuje Jego przykazań jest kłamcą.
Mocne stwierdzenie...zwłaszcza dziś, kiedy wiele osób uważa się za wierzących, ale jednocześnie przymyka oko na pewne sprawy zarówno w swoim życiu, jak i w życiu społecznym...
To ważne, by sprawę postawić jasno...by pokazać radykalizm...
Być chrześcijaninem nie znaczy: być słodkim ciamajdą, który podśpiewuje: "sercem kocham Jezusa, On pierwszy ukochał mnie..." Być chrześcijaninem, to być solą i światłem...solą, która dodaje smaku, światłem, które oświetla drogę...ale także...światłem, którym można się poparzyć...i solą w oku wszystkich tych, którzy żyją z dala od Boga i Jego Przykazań...
Po tym właśnie poznajemy, że jesteśmy w Nim. Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował. Dokładnie to mówią te słowa...Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien postępować jak On...
Swego czasu w USA popularne były bransoletki z inicjałem: WWJD (What Would Jesus Do? - Co zrobiłby Jezus?) Będąc uczniem Chrystusa każdego dnia stajemy przed takim pytaniem...czasem wiele razy...
Co On zrobiłby będąc na naszym miejscu? Czy próbowałby negocjować...targować się w kwestiach moralno-etycznych? Czy może powiedziałby jasno: Niech mowa wasza będzie: tak, tak, nie, nie...a co nadto jest od Złego pochodzi? Być może ktoś powie: No, ale przecież Jezus był pokojowo nastawiony...Kochał celników i grzeszników...przebaczał grzechy prostytutkom...Wprowadzał nową jakość w ówczesne życie.
Owszem...ale jednocześnie żył w prawdzie i nie nazywał - cytując klasyka - szamba perfumerią...
Potrafił o faryzeuszach powiedzieć: "Groby pobielane"
Potrafił ukręcić bicz ze sznurków i przepędzić kupców ze świątyni.
Kiedy sługa arcykapłana uderzył Go w twarz spytał: jeżeli dobrze powiedziałem, to dlaczego mnie bijesz?
I o to właśnie chodzi w naśladowaniu Jezusa...
My wcale nie mamy być potulni jak baranki...Bo w dzisiejszych czasach wiary trzeba umieć bronić...
Oczywiście nie chodzi o uciekanie się do bezsensownej przemocy, ale o odwagę w opowiedzeniu się po właściwej stronie...Chrześcijaństwo nie jest dla ludzi, którzy wyznają zasadę BMW - Bierny, Mierny, ale Wierny...Ale jest dla ludzi...konkretnych...Umiłowani, nie piszę do was o nowym przykazaniu, ale o przykazaniu istniejącym od dawna, które mieliście od samego początku; tym dawnym przykazaniem jest nauka, którąście słyszeli. A jednak piszę wam o nowym przykazaniu, które prawdziwe jest w Nim i w was, ponieważ ciemności ustępują, a świeci już prawdziwa światłość. Oczywiście chodzi o przykazanie miłości..."Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich sił swoich. A bliźniego swego, jak siebie samego"...Przykazanie miłości pada również w czasie ostatniej wieczerzy: "nowe przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem."

Kto twierdzi, że żyje w światłości, a nienawidzi brata swego, dotąd jeszcze jest w ciemności. Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości i nie może się potknąć. Kto zaś swojego brata nienawidzi, żyje w ciemności i działa w ciemności, i nie wie, dokąd dąży, ponieważ ciemności dotknęły ślepotą jego oczy. Miłość bliźniego jest tutaj wyraźnie podkreślona...Kto miłuje swego brata, trwa w światłości...
Kto nienawidzi swego brata, żyje w ciemności...a w dalszej części, której nie czytamy w dzisiejszym fragmencie, Jan pisze:  Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą,
a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego. - To werset 15 tego samego listu.
Jan powtarza tutaj słowa Jezusa z przypowieści: Kto nienawidzi swego brata, już w swoim sercu dopuszcza się zabójstwa, a więc podlega sądowi...Widzimy zatem w czym się przejawia radykalizm bycia uczniem Chrystusa...Naśladowanie Go w każdym calu...
A najwyższą formą naśladowania Jezusa, jest wyrzeczenie się nienawiści...
i miłość do każdego człowieka...nawet do tego, który czyni nam krzywdę...

Tego własnie powinniśmy uczyć się każdego dnia...
i w tym się przede wszystkim doskonalić.


Komentarze

Martin J. Holden pisze…
Co to znaczy kochać tego, kto mnie krzywdy? Męczyć się z nim i z nim żyć?

Można go kochać, życzyć mu dobrze, ale go opuścić.

Precyzujmy sobie pewne slogany, które w kościele się utarły już do tego stopnia, że kochamy bardziej innych, niż samego Jezusa Chrystusa.

beata pisze…
W odniesieniu do wpisu Martina,

opuszczenie osoby, która nas krzywdzi jest jednym z wyjść ale jest to droga na skróty, łatwiej jest uciekać niż walczyć ze złem,
jeśli zaczniemy uciekać to będziemy uciekać już całe życie, zawsze znajdzie się coś co nas wystraszy i zmusi do ucieczki...........
może jednak warto zebrać siły i zawalczyć ? o siebie o innych..... o życie!
Dziękuję za Wasze wpisy :)
Postanowiłem również odnieść się do wpisu Martina, ale zacznę od końca.

"Precyzujmy sobie pewne slogany, które w kościele się utarły już do tego stopnia, że kochamy bardziej innych, niż samego Jezusa Chrystusa."

Hm...w takim razie co znaczy dla Ciebie "Kochać Jezusa Chrystusa?"
Czy jest jakaś różnica między kochaniem Jezusa a kochaniem bliźniego?
Czy można w ogóle kochać Jezusa, jednocześnie nie kochając swoich bliźnich?
Parafrazując św.Jana: Jeśli ktoś mówi, że kocha Jezusa a nienawidzi swoich bliźnich ten jest hipokrytą...
A co na temat miłości do Chrystusa mówi sam Chrystus? "Kto mnie miłuje, będzie zachowywał moją naukę". Co zatem znaczy "zachowywać Jego naukę?"
"To przykazanie daję wam abyście się wzajemnie miłowali."
"Miłujcie waszych nieprzyjaciół, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą"
Zatem...można powiedzieć: miłowanie Chrystusa = miłowanie innych, zgodnie z zasadą "Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili".

Martin porusza jeden konkretny aspekt miłości...Miłość małżeńską...
A krzywdzenie drugiego człowieka zdarza się w wielu sferach naszego życia.
Ile razy zdarzyło Ci się być przez kogoś fałszywie oskarżonym, pomówionym?
A ile razy zdarzyło Ci się być przez kogoś oszukanym?
Jak się wtedy czułeś? Chciałeś się zemścić? Miałeś ochotę by ten, który wyrządził Ci przykrość poczuł się tak samo źle jak Ty?

To wszystko ludzkie uczucia...Ale Jezus uczy nowej jakości...
Wskazuje drogę miłości, która jest ponad zemstą...ponad chęcią odwetu.
Owszem to miłość radykalna...której całe życie musimy się uczyć...
I w której ja sam jeszcze niedomagam...

Ale są też inne oblicza miłości...Miłość nie jest tanim sentymentalizmem.
To nie są te "ochy i achy" lub - jak śpiewa Happysad - To nie pluszowy miś ani kwiaty...ani róże, ani całusy małe, duże...
Jest też twarda i wymagająca miłość. Jezus potrafił ostro wytykać błędy faryzeuszom...potrafił przeganiać handlarzy biczem ze sznurków...Do swojego ucznia - Piotra - powiedział "zejdź mi z oczu szatanie". Ale to wszystko - wbrew pozorom - był wyraz miłości...Miłości, która nigdy nie jest tolerancyjna wobec zła...wobec grzechu.

Dlatego są przypadki, w których odejście będzie wyrazem miłości. (pod warunkiem, że nie jest to ucieczka - o czym pisze "beata")
Miłością jest wyrzucenie za drzwi męża alkoholika lub syna narkomana.
(to forma terapii wstrząsowej) Miłością jest powiedzenie swojemu bratu, kuzynowi, najlepszemu przyjacielowi, że życie "na kocią łapę" jest grzechem. Miłością jest powiedzenie do swojego szefa "nie będę fałszować faktur" - nawet jeżeli będzie się to wiązać z utratą stanowiska.

Bycie chrześcijaninem nie oznacza bycia frajerem, który wszystkich kocha, nawet tych, którzy sprawiają mu przykrości...chodzić z wiecznym "bananem" na twarzy w koszulce "not war, make love" Miłość chrześcijańska nie ma nic wspólnego z "wolną miłością" ruchu hippisowskiego.
To nie jest też bierny opór...
ale to wyjście ponad schemat...

porzucenie rutyny...porzucenie wzorców od lat lansowanych przez świat...
Pierwszym krokiem do ćwiczenia się w miłości jest porzucenie własnego egoizmu...i tego sobie i wszystkim innym życzę.

Popularne posty z tego bloga

Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.

Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie.

Dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy.