XXXII niedziela zwykła.1 Krl 17,10-16; Ps 146,6c-10; Hbr 9,24-28; Mt 5,3; Mk 12,38-44

(1 Krl 17,10-16)
Prorok Eliasz poszedł do Sarepty. Kiedy wchodził do bramy tego miasta, pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Więc zawołał ją i powiedział: Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się napił. Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał na nią i rzekł: Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba! Na to odrzekła: Na życie Pana, Boga twego! Już nie mam pieczywa - tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi [strawę]. Zjemy to, a potem pomrzemy. Eliasz zaś jej powiedział: Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś; tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i przynieś mi! A sobie i twemu synowi zrobisz potem. Bo Pan, Bóg Izraela, rzekł tak: Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię. Poszła więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła się według obietnicy, którą Pan wypowiedział przez Eliasza.

(Mk 12,38-44)
Jezus nauczając mówił do zgromadzonych: Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok. Potem usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie.

W dzisiejszych czytaniach wsłuchujemy się w teksty, które mówią o wdowach...
Jedna - w Sarepcie Sydońskiej - ofiarowała ostatni kawałek chleba prorokowi Eliaszowi.
A Pan Bóg jej za to pobłogosławił...
Druga - w Jerozolimie - oddała ostatni grosz na ofiarę w świątyni.
A Jezus wskazał ją, jako tę, która dała najwięcej.

Ale od początku...
Za czasów proroka Eliasza zapanował głód w całej okolicznej krainie...
Wiązało się to z Bożym przekleństwem za bałwochwalstwo. Prorok Eliasz był zbiegiem, bo żona króla Achaza - Jezabel - wydała na niego wyrok śmierci (jako na proroka Jedynego Boga)
Eliasz z polecenia Boga trafia do Sarepty Sydońskiej...jest tam pewna wdowa, która wychowuje syna.
Prorok spotyka ją koło bramy miasta i prosi o wodę i odrobinę pieczywa.
Kobieta mówi, że nie ma już prawie mąki i oliwy...zostało tyle by spożyć ostatni posiłek wraz synem...
A potem...potem pozostanie tylko śmierć głodowa.
Eliasz prosi ją by zrobiła podpłomyk najpierw jemu...a Bóg wtedy pobłogosławi jej dobry uczynek
i sprawi, że ani mąka ani oliwa nie wyczerpie się aż do końca suszy...

i teraz...zatrzymajmy się w tym miejscu...logicznie rozumując większość z nas najprawdopodobniej by odmówiła...ta kobieta jednak postanawia postawić wszystko na jedną kartę...
zawierzyć całkowicie Bogu...choć nie wie, co tak naprawdę przyniesie jutro.
Nam się tak łatwo czyta, że na słowa Eliasza ona posłusznie przyrządziła podpłomyk
i nakarmiła proroka. Tymczasem to była trudna decyzja...wóz albo przewóz...
poświęcić ostatnie krople oliwy...i resztki mąki...
ale opłaciło się...zawsze się opłaca, kiedy zawierzamy w pełni Bogu...
Kiedy nie zostawiamy sobie furtek...kiedy nie zabezpieczamy się "na wszelki wypadek".
Zawierzenie Bogu...to taki skok w ciemno...
Czy potrafimy tak?

Przejdę do Ewangelii...Jezus najpierw naucza swoich apostołów pokazując wiarę na pokaz, którą prezentowali uczeni w Piśmie...Ich zewnętrzne przejawy przywiązania do Boga nijak się miały do ich serca.
Tym samym Jezus daje do zrozumienia...zmienia sposób patrzenia...że to nie powłóczyste szaty ani pierwsze miejsca w synagodze decydują o Bożym Błogosławieństwie...ale postawa uniżonego sługi...
postawa człowieka gotowego poświęcić wszystko...oddać nawet swoje "nic".
Tak właśnie postąpiła wdowa z Ewangelii...wszyscy wrzucali do skarbony to, co im zbywało...
może były to wysokie sumy...ale intencja z jaką były składane była zupełnie inna niż wdowy...
Większość dawała pieniądze tylko po to, by wszyscy wokoło widzieli jak hojnymi są ofiarodawcami.
Dla wdowy złożenie tak "lichej" ofiary było autentycznym poświęceniem się...oddaniem Bogu czegoś, co było dla niej w tym momencie ważne...Wdowa wrzuciła dwa pieniążki...
A przecież mogła postąpić po ludzku...zapobiegliwie...zatrzymać sobie jeden "na czarną godzinę"...
Ona jednak oddała wszystko.

A czy my oddajemy wszystko? Oczywiście bardziej w duchowym sensie niż materialnym...
Jezus przecież nie każe oddawać nam każdego miesiąca całej pensji na ofiarę w kościele,
ale wskazuje na to by intencja z jaką składamy ofiarę była inna...
By jedyną intencją z jaką składamy ofiarę było oddanie chwały Bogu.

Czy tak właśnie jest u nas?



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz.

Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie.

Dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy.